Ostatni raz przygładziłam swoją beżową spódniczkę i przeczesałam palcami rude włosy. Zapukałam w drzwi od gabinetu profesora Slughorn'a. Usłyszałam kroki, od kluczanie zamków i piskliwy, ale bardzo donośny głos. Uśmiechnęłam się, a po chwili moim oczom ukazał się nauczyciel eliksirów.
- Dobry wieczór panie profesorze.- przywitałam się grzecznie.
- Witaj Lily. Jak miło cię widzieć, moja droga.
- Mnie również, profesorze.
Zaprowadził mnie do stołu stojącego na samym środku pokoju. Przykryty był białym obrusem, a nad nim lekko lewitowały niewielkie puchary z lodami karmelowymi.
Siedziała przy niej pewna grupka uczniów Hogwartu, których profesor sobie naprawdę ceni. Wśród niej zauważyłam Olivera i Remusa. Krukon, jak tylko mnie zobaczył oblał się rumieńcem, zakrył twarz dłonią i zaczął rozmawiać z kolegą. Zmarszczyłam brwi i przysiadłam koło Remus. Chłopak uśmiechnął się do mnie i wskazał na mojego przyjaciela, o ile mogę go jeszcze tak nazywać.
- Nie wiem. A ty czemu nic nie powiedziałeś, że tutaj będziesz?
- A co miałem się chwalić?
- No pewnie.
- Dzięki Evans, chyba za bardzo mnie porównujesz do James'a.
- Nie wcale nie. Ja wiem, że ty jesteś inny.
- Dziękuję, za miłe słowa.
Pomiędzy Remusem, a Oliverem było jeszcze jedno wolne miejsce. Spojrzałam na nie zdziwiona, czyli ktoś już sobie odpuścił pierwsze spotkanie klubu ślimaka ? Chwyciłam łyżkę i zatopiłam ją w lodach. Wpakowałam sobie porządną porcję do buzi i wpatrywałam się w Olivera.
- Cześć Remus.- usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się, a przed nami stała śliczna brunetka z piwnymi oczami. Chłopak się do niej uśmiechnął i pokazał miejsce obok siebie. Dziewczyna zmierzyła mnie z politowaniem, na co uniosłam do góry jedną brew. Lupin się zaśmiał.
- Lily, poznaj Melissa Jones. Melisso poznaj Lily Evans.- przedstawił nas sobie.
Dopiero teraz dziewczyna wytrzeszczyła na mnie oczy i posłała przepraszające spojrzenie. Dobra teraz to ja już mam omamy...
- Cześć.- powiedziałam, prawie wypluwając całą zawartość swojej gęby na... na... no właśnie z jakiego ona domu jest ?
- Cześć.
Wytarłam usta serwetką i Uśmiechnęłam się.
- Jesteś z ?- mruknęłam.
- Ravenclawu. Jestem prefektem. A ty jesteś Gryfonką, tak Remus i Jess dużo mi o tobie opowiadali.- zaśmiała się.
- Serio?- pisnęłam.- Bo oni o tobie nic mi nie powiedzieli.
W głębi wiedziałam, że Melissa jest naprawdę fajną dziewczyną, ale z drugiej strony poczułam niemiłe ukłucie, kiedy wspomniała mi o Jess, o mojej przyjaciółce, która nawet nie raczyła mi powiedzieć coś o Krukonce siedzącej teraz koło mnie.
Zmierzyłam Remusa, a ten powoli zaczął się zsuwać pod stół. Wiedziałam, że nie cierpi jak zaczynam mu wywiercać spojrzeniem dziurę w brzuchu. Zaśmiał się nerwowo i poprawił swój kołnierz.
- No bo widzisz ten no. Poznaliśmy się z Mel w bibliotece, jak razem z Jessicą odrabialiśmy pracę na historię magii.
- Zaraz czekaj. Ty razem z Jess ?- uśmiechnęłam się.
- Daj sobie spokój, tylko sobie pomagaliśmy.
- Jasne, a ja jestem królowa Kleopatra.
- Kto?
- Nie ważne. Miło mi cię poznać Melisso.- podałam jej dłoń, którą dziewczyna chętnie uścisnęła.
- Mnie również Lily.
Jeszcze raz pokazałam swoje białe zęby do dziewczyny i wróciłam do swojego deseru.
- O Malisso. Jak miło cię widzieć.- dobiegł mnie tak dobrze znany głos.
- Cześć Oliver, jak się masz?
I reszty już nie słyszałam. A to skończony śmieć. Dajcie mi go tutaj, to go przerobię na warzywną papkę!
- Tak więc. Dzieciaczki może opowiecie jak wam minęły wakacje. Może zaczniesz Remusie.- uśmiechnął się profesor, a ja o mało co się nie zakrztusiłam.
- Wakacje, minęły naprawdę przyjemnie profesorze. Spędziłem trochę czasu z przyjaciółmi, z rodzicami i takie tam.
- Oczywiście. A tobie panno Jones ?
- Bardzo dobrze profesorze. Było naprawdę świetnie, a zwłaszcza jak jeszcze pogoda dopisywała.
- No tak, a możesz nam powiedzieć, czym zajmują się twoi rodzice w świecie mugoli.
- To znaczy mama jest wykładowcą na uniwersytecie politologicznym, a tata jest chirurgiem.
- Naprawdę, a czym się zajmuje taki chirurg ?
- To coś takiego jak uzdrowiciel u nas.
- Och, rozumiem. A tobie Jenkins ? Nie wiem czy wiecie, ale to właśnie jego prababka wynalazła Amortencje, czyli eliksir miłości. Utrzymujecie z nią jeszcze kontakt ?
- Oczywiście psorze. Babcia mieszka z nami. Rodzice boją się ją już zostawić samą. Wie pan ostatnio jak tak było to zmieniła kota w krokodyla.
- Mam nadzieję, że nic jej się nie stało?
- Nie skądże, całe szczęście, że tata w samą porę przyjechał aby ją zabrać do nas na obiad.
- Tak faktycznie.
***
- No dziękuję, wam za spotkanie dzieci.- uśmiechnął się pogodnie nauczyciel eliksirów i zaprowadził nas do wyjścia.Razem z Remusem ruszyliśmy w stronę portretu Grubej Damy. Byliśmy już na czwartym piętrze kiedy usłyszałam śmiech dobiegające zza zakrętu. Odwróciliśmy się, a ku nam szła grupka Gryfonów. Tak dobrze znana całemu zamkowi. James Potter oczywiście szedł na jej przedzie z szelmowskim uśmiechem. Prychnęłam i zaczęłam wyłapywać pośród nich Amy i Jessicę.
Blondyna szła razem z Syriuszem trochę do tyłu, a czarnowłosa uśmiechnęła się promiennie na widok Lunatyka. Ręce mi opadają. Naprawdę ?! Dlaczego akurat teraz Oliver musiał się ode mnie odwrócić ?!
- Dlaczego chodzicie o tak późnej godzinie po korytarzach Hogwartu?- spytałam.
- Spokojnie Evans, przecież nie ma jeszcze ciszy nocnej.
- Za dziesięć minut będzie.- odgryzłam się.
- Tej, gołąbeczki, może jednak przestaniecie się kłócić.- zaśmiał się Black.
Zmierzyłam go od góry do dołu i parsknęłam niepohamowanym śmiechem. James uczynił podobnie i też kulił się ze śmiechu.
- Że ja... Ja z Evans?- krztusił się.
- A ja... z... z Potterem?- wydusiłam z siebie.- Syriusz ile dzisiaj piwa kremowego wypiłeś?- podeszłam do niego i przyłożyłam dłoń na jego czole.
- Pewnie, wiecie co?! Czuję się wyśmiany.- powiedział udając obrażonego.
- Przepraszamy Łapko.- powiedziałam razem z okularnikiem.
Spojrzeliśmy na siebie i znowu zaczęliśmy się śmiać.
- Chodźcie już może lepiej do Pokoju Wspólnego.- znowu powiedzieliśmy równo.
- Dobra, to się robi coraz dziwniejsze.- znowu.- Nie szalej.- i kolejny wybuch śmiechu.
- Przyznać się kto rzucił na nas jakiś urok?
- Żadne Lily.
- Idziemy, musimy się wyspać.- parsknęłam.
- Idziesz jutro na nabory do drużyny quidditcha?- spytał Potter.
- Jutro są nabory?
- Tak. To co idziesz? Możesz mi trochę pokibicować.- uśmiechnął się łobuzersko.
- Pomarzyć sobie możesz.
- No wiesz co. Jak tak możesz?
- Ot tak, po prostu, bo mi się podoba.
- Nie dobra Lilcia.
- Lilcia?- zdziwiłam się.
- A co już nie można cię jakoś inaczej nazwać?- zaśmiał się.
- Można, ale ty zawsze na mnie mówisz Evans.
- To dzisiaj powiedziałem Lilcia. Densaugeo.- powiedział hasło, a Gruba Dama otworzyła nam przejście.
Przelazłam przez dziurę w portrecie i szybko, bez pożegnania wbiegłam do swojej sypialni. Ellie siedziała na parapecie drapiąc co chwila zasłony. Pokręciłam przeczaco głową, chwyciłam swoją pidżamę i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, przebrtałam się, a długie kasztanowe włosy związałam w wysokiego kucyka.
Wróciłam do swojej sypialni i chwyciłam za pamiętnik.
To tak dzisiaj pierwsze spotkanie u Slughorna. Poznałam nową dziewczynę, naprawdę miłą i dziwną Melissę, ale to tylko jak na moje oko. Po prostu jeszcze jej nie poznałam, albo jestem zazdrosna o Jess. Wiem to głupie, z Jessicą przyjaźnimy się od siedmiu lat i nic tego nie zmieni, ale boję się, że to kiedyś się zmieni. Tak bardzo bym chciała, żeby ktoś mnie zapewnił, że tak się nie stanie.
James się coraz dziwniej zachowuje, jak nie on. Zaczyna się głupkowato uśmiechać i co najdziwniejsze skracać moje imię na "Lilcia". Głupie nie? A co jeszcze jest głupie? Że po prostu po tym jak mnie tak nazwał zwiałam do swojego pokoju. Nie to nic nie znaczy.
Oliver, Oliver'a nie chcę już znać. Unika mnie, nie obchodzi go to co u mnie słychać czy coś. Teraz moim przyjacielem powoli robi się Remus. I to mnie też strasznie dziwi. Lubię go, bardzo jest mądry i inny niż reszta jego przyjaciół.
A jutro nabory do drużyny quidditcha, chyba się wybiorę, a tak na złość James'owi.
Zamknęłam dziennik i uśmiechnęłam się do siebie. Chwyciłam jeszcze książkę od transmutacji i przypomniałam sobie ostatnie trzy tematy. Zagryzłam dolną wargę i zeszłam do Pokoju Wspólnego, w którym siedzieli już tylko James, Syriusz, Remus i moje przyjaciółki.
- A gdzie zgubiliście Peter'a?- zapytałam rozbawiona.
- A co stęskniłaś się za nim?- spytał zgryźliwie Potter.
- Nie. Ale jestem ciekawa, dlaczego ostatnio moje przyjaciółki, coraz później kładą się spać. I proszę mam już odpowiedź.
Tak Jess siedziała razem z Lunatykiem i powtarzali sobie historię magii, a Black, Amy i James grali w Eksplodującego Durnia. Podeszłam do fotela Pottera i chwyciłam małą piłeczkę.
- Hej!- krzyknął James.
- Co?
- Jak chcesz grać, to powiedz.- westchnęłam i oddałam mu piłkę.
- Nie chcę. Życzę ci jutro powodzenia Potter.
- Dzięki, Evans.
Z powrotem wspięłam się po schodach do dormitorium i padłam na swoje łóżko.
_______________________________________
O jery, tak długo czekaliście, na tak beznadziejny rozdział? ;o Masakra... Muszę się poprawić ;>
Wiem, wiem strasznie krótki, nic się nie dzieje, ale powiedziałam sobie, że muszę coś napisać ;d
Mam na waszych blogach straszne zaległości i strasznie za to przepraszam, ale nie miałam dość długo internetu -.-
Przeczytałeś/aś = zostaw po sobie komentarz ;d
Jesteście wspaniali <3
~Hermionija.